Może trudno w to
uwierzyć, ale cieszę się, że jest Wielka Orkiestra Świątecznej
Pomocy. W końcu dzięki niej, my – Polacy, możemy swobodnie
epatować do siebie wzajemną nienawiścią. Po okresie
świąteczno-noworocznym to prawdziwie orzeźwiające doświadczenie.
Ile bowiem można składać sobie fałszywych życzeń? Ile razy,
podczas sztywnych „spotkań opłatkowych”, zdawkowym „wzajemnie”
spławiać nielubianych kolegów? Jak długo można gryźć się w
język, by przy świątecznym stole nie wygarnąć ciotce z Katowic,
że jest durnym moherem/ bezmózgim lemingiem (niepotrzebne
skreślić).
Tymczasem zaledwie kila
dni po tym koszmarze możemy wrócić do normalności. Odzyskujemy
pretekst by wykłócać się, obrażać, obrzucać inwektywami. Znów
zamieszczamy w mediach społecznościowych prześmiewcze memy i
obrazoburcze grafiki. Jeśli pióro nie ciąży nam zbytnio możemy
ugodzić naszych oponentów groźnym ostrzem epiki czy nawet liryki.
Gdy zaś użyjemy już wszelkich dostępnych środków mamy możliwość
rozkosznie popławić się w bezgranicznej pogardzie dla strony
przeciwnej.
Żeby było zabawniej
sama WOŚP nie ma tutaj nic do rzeczy, jest tylko wygodną wymówką.
Dlatego w tym roku nie napiszę o tej sprawie ani słowa*. Choć
mógłbym przecież...
Gdybym miał intencję
przyjąć ton prześmiewczy napisałbym, że w tym roku dam na
orkiestrę dwa razy więcej niż zazwyczaj, budząc tym samym
konsternację u jednych i zachwyt u drugich. Mógłbym nawet przyznać
po chwili, że w zeszłym roku dałem zero złotych a dwa razy zero
złotych to nadal zero. Nie byłoby to jednak nic
ekstraordynaryjnego. Nie takie facecje można znaleźć na popularnym
portalu społecznościowym.
Mógłbym też, pozując
na mędrca, przyjąć ton mentorski. Przeciwników orkiestry
strofowałbym słowami Pisma, które naucza „Kiedy więc dajesz
jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w
synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili” - ergo, tym
bardziej nie trąb kiedy jej nie dajesz. Wyznawcom Owsiaka mógłbym
wskazywać natomiast, że głoszona przez nich zasada „róbta co
chceta” oznacza także możliwość przybrania wobec ich idola
stosunku głęboko indyferentnego**. To jednak byłoby całkowicie
bezcelowe. Równie dobrze mógłbym próbować wzbudzić refleksje
intelektualną u szafki ubraniowej.
Działanie takie nie
sprawdziłoby się także jako prowokacja. W końcu wpuszczenie
kropli krwi do basenu z rekinami ma sens tylko jeśli ktoś nie wlał
wcześniej tam całego wiadra posoki.
Dlatego, jak już
wspomniałem w tym roku nie napiszę ani słowa o WOŚP. Zamiast tego
wolę poświęcić kilka słów nam samym. To dużo ciekawszy temat.
* Także dlatego, że już
dawno temu powiedziałem na ten temat wszyto co miałem do
powiedzenia.
**Zdaje się jednak, że
„róbta co chceta” oznacza, że można nie słuchać „starych”,
księdza i szkoły. Natomiast gdy ktoś ma WOŚP umiejscowioną
gdzieś poniżej pleców to wymyka się tej definicji.
|
Rozumiem bul. Czytanie ze zrozumieniem to trudna sztuka.
A czerwony krawat to nawiązanie do pionierów w ZSRR?
Można mu nadać ksywkę "spasiony rycerz"