Służby malują wodę na zielono! Dziennikarze nabierają wody w usta!
Prezydent Jaśkowiak i Wiśniewski milczą.

Sekwencja zdarzeń jest następująca. W wyborczy weekend 26/27 października nieznani sprawcy spuścili do Warty niezidentyfikowaną, trującą, bardzo żrącą substancję, która spowodowała masowe ginięcie ryb. Pierwsi alarmowali o tym wędkarze, którzy opisywali setki dogorywających ryb – „medalowe amury, brzany, bolonie, klenie, płocie, szczupaki i okonie, nie wspominając o drobnicy wśród której można było spotkać różanki co świadczyło o czystości wody” – pisali na swoim FB wędkarze z Szamotuł.
Tajemnicza, mordercza trucizna, która dopadła ryby miała działanie natychmiastowe, ryby były bez szans, dowodem tego były choćby dwa okonie znalezione z małymi rybkami w pyskach, gdy dopadła je żrąca substancja, akurat żerowały i nie zdążyły nawet połknąć rybek, bo same zginęły. Wędkarze opowiadali o rybach wyskakujących na brzeg, uciekających z wody, starających się uratować i umknąć z rzeki przed żrącą substancją. Ryby znajdowane na brzegu były poparzone, miały wypalone łuski, miały otwarte rany od nieznanej, żrącej substancji.
Wiadomo było od początku, że do wycieku doszło na wysokości mostu Lecha, przed nim nie natrafiono na padnięte ryby, za mostem Lecha w kierunku Obornik, cała Warta była martwa. Rybacy wyłowili około 2,5 tony śniętych ryb, szacowali że przynajmniej 3 razy tyle martwych ryb spłynęło dalej nurtem rzeki. Dlaczego akurat 3 razy tyle, a nie 5 razy tyle czy 10 razy tyle nikt nie potrafił wyjaśnić. Substancja, która zatruła ryby działała piorunująco i była niezwykle toksyczna. Ginęły nie tylko ryby, ale także nadrzeczna roślinność, a nawet gryzonie i ptaki. Wzdłuż rzeki napotykało się padłe czaple, kruki, lisy, sarny a nawet dziki, które zatruły się zjadając zatrute ryby. Pomimo tego nie został wprowadzany stan pogotowia, alarmu, nie zabroniono ludziom zbliżania się do rzeki, sprawa była bagatelizowana.
Niemal od początku wiadomo było, że spuszczenia trujących, żrących substancji dokonano do rzeczki Głównej, która wpada do Warty na wysokości mostu Lecha. W tamtym rejonie znajduje się nieco zakładów przemysłowych, ale jeden z nich – zwana FABRYKĄ A. – musiała być od początku, w sposób najbardziej oczywisty, podejrzana o spuszczenie bardzo toksycznych, zabójczych odpadów. Nazwa tej firmy jednak nie padła.
Za to pojawiać się w mediach zaczęły podejrzenia rzucane na inne zakłady, takie jak Bros, czy lewobrzeżna oczyszczalnia ścieków. Zakłady te były natychmiast kontrolowane przez inspektorów Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, natomiast Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego wydawało uspokajające komunikaty – „W związku z pojawieniem się śniętych ryb w rzece Warcie na odcinku Poznań-Oborniki zaleca się NIE SPOŻYWANIE ryb wyłowionych z rzeki lub znalezionych na brzegach do wyjaśnienia sprawy przez służby”.
W mediach tradycyjnych pojawiają się artykuły o śniętych rybach, ale żaden dziennikarz nie wszczyna dziennikarskiego śledztwa, sprawa powierzana jest niekompetentnym dziennikarkom miejskim, katastrofa ekologiczna o niewyobrażalnej skali, skali z jaką prawdopodobnie jeszcze nigdy w historii nie mieliśmy do czynienia, opisywana jest jako banalny problem śniętych ryb. Zdarzenie zwyczajne, nieistotne, pomijalne.
Władze Poznania kompletnie nie interesują się sprawą. Ani prezydent Jacek Jaśkowiak, ani jego zastępcy Mariusz Wiśniewski i Maciej Wudarski, którzy zawsze promowali się jako ludzie wrażliwi na problemy miasta i nie cierpią na nadmiar pracy, nie zajmują się wcale sprawą. Przypomnieć warto, że wszyscy ci „Trzej Panowie z Magistratu” od ponad roku wciąż opowiadają o Warcie, o tym jak ona jest ważna dla miasta, jaką to zbrodnią było odwrócenie się miasta od rzeki, sprzątają nadwarciańskie łąki, pływają łódką po Warcie, zezwalają na picie alkoholu nad rzeka, żeby ją „ożywić”. Gdy jednak rzeka zostaje – nie w przenośni ale jak najbardziej poważnie – na śmierć zatruta, żaden z prezydentów Poznania się tym nie interesuje, żaden tego nie zauważa. Kunktatorstwo polityczne tych panów jest porażające i odrażające.
Oczywiście znacznie ładniej wychodzi się na fotografiach, gdzie za tło służą zielone nabrzeża, a promienie słońca połyskują na tafli wody. Zdjęcie prezydenta z setkami śniętych, zatrutych, barbarzyńsko zamordowanych, rozkładających się ryb oraz ptaków nad rzeką, są znacznie mniej ładne. Panowie zapomnieli jednak, że wybrani zostali nie dla ich zniewalającej urody, ale po to żeby reprezentowali nasze interesy, żeby bronili nas, gdy jesteśmy zatruwani, gdy ekosystem naszej rzeki jest niszczony. Gdyby chodziło o fotogenicznych kandydatów, to pani Izabella Łukomska-Pyżalska pozostawiłaby ich daleko w pobitym polu. Jesteśmy zresztą przekonani, że pani Pyżalska zachowałaby się o niebo bardziej przyzwoicie niż Jaśkowiak i koledzy, zaangażowała by się osobiście w wyjaśnienie tej sprawy. Ma ona bowiem sześcioro dzieci, na których przyszłości jej zależy, a ponadto jest bardzo zamożną kobietą, a dzięki temu stać ją na niezależność od lokalnych powiązań.
„Dziennikarze” zatrudnieni w poznańskich mediach przez kolejne dni nie zajęli się wyjaśnieniem tragedii, tylko nadal prowadzili politykę dezinformacyjną. Zmieniali przecinki i szyk zdań w komunikatach otrzymywanych od służb i drukowali ich komunikaty jako własne materiały dziennikarskie. Dowiadujemy się z nich, że właściwie to chodzi tylko o pewną ilość śniętych ryb, woda już się w gruncie rzeczy oczyściła, zagrożenie właściwie już ustąpiło. Nie trafiliśmy na żaden materiał dziennikarski, który napisany byłby inaczej niż zza biurka, żaden dziennikarz nie ruszył w teren, nie opisał skali hekatomby do jakiej doszło w Warcie i nad Wartą.
Wreszcie pojawiają się teksty „dziennikarskie”, których opublikowanie powinno by zakończyć kariery zarówno „dziennikarzy”, którzy je podpisali jak i redaktorów, którzy je puścili. Żurnaliści piszą bowiem z brakiem poszanowanie dla inteligencji czytelników, jaki dotąd przypisywaliśmy wyłącznie Piotrowi Żytnickiemu i Tomaszowi Nyczce, że do zatrucia rzeki doszło w wyniku przypadkowego zdarzenia. Nie wiadomo kto zatruł rzekę, nie wiadomo czym została ona zatruta, nie wiadomo nawet ile kosztowałoby prawidłowe zutylizowanie toksycznej trucizny jaką wpuszczono do Warty, ale „dziennikarze” wiedzą ponad wszelką wątpliwość, że do zatrucia doszło PRZYPADKIEM. Skąd to wiedzą? Ano, podobno od Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, którego kontrolerzy przez prawie dwa tygodnie nie są w stanie ustalić kto zatruł rzekę, mimo że do zbadania mają odcinek rzeki liczący zaledwie kilka kilometrów.
No właśnie i w tym miejscu dochodzimy chyba do sedna sprawy. Przez prawie dwa tygodnie służby prowadzą „intensywne czynności” i nie są w stanie ustalić kto zawinił, kto zatruł Wartę, kto zniszczył ekosystem rzeki. Czas mija, a rzeka płynie a wraz z wodą odpływają dowody tej zbrodni. W poznańskich mediach (powstrzymamy się od przymiotników, którymi należałoby poznańskie media opisać, a nie chcemy dać pretekstu do zdjęcia naszego blogu za przekroczenie zasad dobrego smaku i używanie słów nieparlamentarnych) nie pojawiają się sugestie co do firmy, która zatruła rzeką. Pojawiają się natomiast reklamy poznańskiej fabryki a.. Przypadek?
Spływają do nas kolejne sygnały, które wskazują że sprawa ma się „rozpłynąć” w nurtach Warty. Nie mając niezbitych dowodów decydujemy się więc na pospieszne upublicznienie naszych ustaleń, by zapobiec ukręceniu sprawie łba przez potężną firmę oraz „mało aktywne” służby oraz „mało dociekliwych” dziennikarzy. Gdy nasz post pojawia się na blogu i nie daje się już dłużej ukrywać sprawcy zatrucia rzeki oraz zniszczenia jej ekosystemu, Centrum Zarządzania Kryzysowego rozsyła smsa o dziwnej treści – „Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska prowadzi prace na Warcie, podczas których woda zabarwia się na kolor zielony. Nie stanowi to żadnego zagrożenia”.
Z informacji, które do nas dochodzą wynika, że w poniedziałek sprawca zatrucia rzeki zostanie oficjalnie ujawniony, ma dojść do konferencji prasowej. Okaże się zapewne, że do spuszczenia toksycznych odpadów, które zrujnowały ekosystem Warty na dziesiątkach kilometrów, doszło w wyniku zaniedbania i nieuwagi niewykwalifikowanych pracowników fizycznych zatrudnionych w FABRYCE A. przypadkiem spuścili toksyczne, trujące i bardzo żrące substancje do Warty.
Podobno jeszcze „nie ustalono”, jak bardzo żrące i jak bardzo trujące były to substancje, trwają podobno jeszcze „negocjacje” w tym zakresie ze „specjalistycznymi służbami”, bo od rodzaju substancji spuszczonych do rzeki zależała będzie skala możliwego do zasądzenia odszkodowania. Nasi informatorzy nas jednak uspokajają, że zabezpieczyli część próbek i jeśli okaże się, że substancje spuszczone do rzeki nie były tak bardzo trujące jak się wszystkim wydawało, to próbki te trafią do zagranicznych laboratoriów, które przeprowadzą ich rzetelne badania i ujawnią ich rzeczywisty skład, a wówczas to nie będzie już tylko problem FABRYKI A., ale także inspektorów ochrony środowiska… lojalnie uprzedzamy.
Żeby jednak oddać sprawiedliwość poznańskim mediom, wspomnieć musimy, że w ostatnich dniach bardzo intensywnie zajęły się one sprawami związanym z rzeką, właściwie to Warta nie schodziła z czołówek ich stron internetowych. Newsem dnia była wiadomość, że złomiarze ukradli kilkutonowy pomost wioślarzy, a newsem następnego dnia była wiadomość, że ten metalowy pomost odnaleziono. Warta została zatruta i zniszczona w skali nieznanej chyba dotąd w historii, a na czołówkach gazet dominuje wiadomość, że ukradziono pomost.
Czegóż jednak można oczekiwać od dziennikarzy, dla których najważniejsze wydarzenia jakie w mijającym roku miały miejsce nad rzeką, to zbieranie śmieci, butelek i puszek przez prezydenta Jaśkowiaka i Wiśniewskiego.
Uczciwi urzędnicy miejscy i mieszańcy Poznania! Informujcie anonimowo Złego Lokatora o patologii zżerającej nasz Poznań, o raku łapówek i nieprawidłowości wszelkiej maści. Nasz mail: zlylokator@gmail.com jest do waszej dyspozycji. Dyskrecja gwarantowana. Facebook: Zły Lokator blooger lub blog Zły Lokator na epoznan.pl
|
o wielkich ciapatych i ich pomiocie: commons . wikimedia . org / wiki / User : Sankalpdravid